wtorek, 10 września 2013

Porto!

Pierwszy raz spędzam urodziny poza domem z dala od najbliższych. W dodatku dzieli mnie od nich ok. 4000 km. Zastanawiałam się jak to będzie, ale gdy wylądowałyśmy w Porto i zachwyciłyśmy się nim, zapowiedziałam dziewczynom, że w moje urodziny udajemy się do drugiego pod względem wielkości miasta Portugalii.

Pobudkę miałam najlepszą na świecie. Na początku obudził mnie telefon Tomasza, którego mogłam usłyszeć po kilku dniach co było przemiłą niespodzianką. Następnie do pokoju wparowały pozostałe Słowianki, które nie tylko odśpiewały dla mnie 100 lat, ale także wręczyły mi prezent, który przywiozły dla mnie aż z Polski. Ten przemiły poranek kontynuowałyśmy już wspólnie udając się na dworzec w Aveiro.

W tle dworzec w Aveiro
Oczywiście tak się „spieszyłyśmy”, że i tak się spóźniłyśmy na pociąg. Po ok. pół godziny oczekiwania po zakupie biletu udało nam się za 3,50 euro, w jedną stronę, wyjechać z Aveiro do Porto. Piękne widoki uprzyjemniały nam podróż, którą zakończyłyśmy po godzinie w Porto São Bento. Ten piękny dworzec, który poznałyśmy wcześniej w programie „Makłowicz w Podróży”, zrobił na nas spore wrażenie.

Dworzec São Bento ozdobiony azulejos
Nie miałyśmy żadnego planu zwiedzania. Uznałyśmy, że to nasza pierwsza podróż do Porto i powłóczymy się trochę po centrum bez konkretnego celu zwiedzania.

Widok sprzed dworca
Po wyjściu z dworca byłyśmy głodne jak wilki i ucząc Sandrę kolejnego angielskiego zwrotu „I’m starving” udałyśmy się wzdłuż rzeki w poszukiwaniu taniego miejsca, gdzie mogłybyśmy pierwszy raz skosztować portugalskich potraw. Postanowiłyśmy, że przejdziemy mostem z części turystycznej do części z winnicami.



Udało nam się dość szybko znaleźć miejsce w którym mogłyśmy zjeść coś w miarę tanio – oczywiście nie było tak tanio jak w akademickiej stołówce, jednak biorąc pod uwagę miejsce cena wydała nam się odpowiednia,


Typowe portugalskie danie, nie pamiętamy całej nazwy. Tripas...smakowała jak fasolka po bretońsku;)


I tak po zjedzeniu kalmarów, tripas… i lasagni (Sandra jako jedyna nie wybrała lokalnego dania), wyruszyłyśmy w dalszą podróż po Porto. Mijając wiele miejsc z winami, zatrzymałyśmy się w Casa do Galo, gdzie zakupiłam Porto Calem Ruby, na wieczór ze Słowiankami. Postanowiłyśmy ponownie przekroczyć rzekę i znaleźć się w turystycznej części Porto. Zbliżając się do mostu widziałyśmy dzieci skaczące z niego prosto do rzeki Duero. Widok był przerażający, dzieciaki kilkuletnie/kilkunastoletnie skaczące z mostu na wysokości powyżej 10 metrów, a u stóp skały – należało wziąć rozbieg, aby w nie nie uderzyć. Po przejściu mostu kupiłyśmy pamiątki i udałyśmy się w stronę katedry Sé.



Przyznam się, że nie zrobiła ona na mnie szczególnego wrażenia. Jest to kościół wybudowany w stylu romańskim, zmieniony nieco w gotyku i rozbudowany w XVII wieku. To co mnie zasmuciło to wnętrze katedry w której złote dekoracje są zakurzone i zaśniedziałe. Katedra ta nie umywa się do Katedry św. Wita w Pradze nie mówiąc już o innych katedrach, które widziałam w swoim życiu.

Katedra Sé

Porto jako miasto jest dość zapuszczone, co mnie nie dziwi jeśli chodzi o kraje południa, jednak jeśli porównamy Włochy i Portugalię to zauważymy znaczną różnicę. Nie mniej jednak miasto to ma swój urok i chętnie odwiedzę je ponownie. Po powrocie z Porto udałyśmy się do centrum handlowego aby skorzystać z Internetu i odebrałam całą masę przemiłych życzeń. Część z nich bardzo mnie zaskoczyła – wszystkie bardzo pozytywnie. Bałam się, że te urodziny będą smutne i przygnębiające, jednak zdałam sobie sprawę, że dzięki moim Słowiankom są one przemiłe. Choć niektórzy dziwią się, że znamy się i mieszkamy razem na Erasmusie, uważając, że powinnyśmy się odseparować, to po spędzonych kilku dniach razem cieszę się, że zdecydowałyśmy się na wspólny pobyt w Aveiro. Ja i Jagoda uczymy Sandrę angielskiego, dzięki czemu same się dokształcamy. W ten sposób choć nie mamy chwilowo kontaktu z obcokrajowcami wprawiamy się w obcym języku, a dzięki temu, że jesteśmy tutaj razem i mieszkamy pod jednym dachem nie stresujemy się mieszkaniem pod jednym dachem i przebywaniem kilka tysięcy kilometrów od naszego domu.
Ten przemiły dzień postanowiłyśmy zakończyć zakupionym przeze mnie porto. Piszę tego posta w stanie wskazującym na spożycie, gdyż Porto ma 20% alkoholu.

Wieczorna uczta
Rozmawiałam z rodzicami, Tomaszem, bratem, dostałam wiadomości, smsy i posty z życzeniami. To był przemiły dzień, dziękuję wszystkim.

K.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz