poniedziałek, 25 listopada 2013

Czas szybko płynie...

I stuknęło. Minęła połowa naszego pobytu w portugalskim Aveiro. Nie będzie tu żadnego podsumowania, bo o wszystkim możecie przecież przeczytać na blogu. Jednak my świętowałyśmy. Zrobiłyśmy sobie prawdziwą ucztę. Jednak dodam, że uczta, choć wyborna, nie sprawiła wcale, że poczułyśmy się cieplej. Tak cieplej! Bo my tu marzniemy na tym końcu świata...


Z pewnością część z was zdziwi fakt, że można marznąć mieszkając w Portugalii. Aktualnie pogoda przedstawia się tak:



Jest więc ciepło w porównaniu do Polski. Dlaczego Słowianki marzną? Powód jest prozaiczny, nie marzniemy wcale na dworze, a w naszym mieszkaniu, bo nie ma tutaj ogrzewania...W zasadzie ja wiedziałam o tym fakcie już jak tutaj leciałam, że tak samo jak Hiszpanie tak i Portugalczycy nie mają ogrzewania, jednak spodziewałam się, że będzie w mieszkaniu cieplej. Dzisiaj uznałyśmy, że dobrze, iż nie mamy w mieszkaniu termometru, bo ta wiedza mogłaby nas tylko przygnębić. Z pewnością temperatura sięgnęła ok. 16 stopni, a może jest już mniej...
Teraz nastąpi parę słów o tym jak chodzimy ubrane w mieszkaniu oraz w czym śpimy. Zacznę od najmniejszego zmarzlucha do tego największego.
Jagoda: dwie pary skarpetek, piżama z długimi rękawami i nogawkami, bluza z kapturem (kaptur na głowie), koszula flanelowa, polar, następnie zawija się w koc polarowy i tak wchodzi do śpiwora, który ma kaptur i wkłada go na głowę i przykrywa się kocem.
Ja: dwie pary skarpetek (z czego jedne grube), legginsy, piżama z długimi rękawami i nogawkami, bluzka z długim rękawem, polar, wchodzę w śpiwór, przykrywam się cienką kołderką i na to mam polarowy koc.
Sandra: dwie pary skarpetek (w tym jedne narciarskie, kończące się przed kolanem), piżama z długimi rękawami i nogawkami, spodnie dresowe, bluzka z długim rękawem, najgrubszy sweter (golf), bluza z kapturem, rękawiczki, zawija się w koc, wchodzi do śpiwora i przykrywa się kocem, i z niecierpliwością czeka na termofor, który już we wtorek przywiezie jej siostra.
W dzień staramy się spędzać czas na dworze, ale nigdzie nie ma tutaj ogrzewania więc oprócz biblioteki w której jest bardziej duszno niż ciepło nie ma miejsca w którym można się ogrzać.

Przyłapana na oglądaniu serialu w bibliotece;)
Pijemy duże ilości herbaty z cytryną, która robi się zimna po ok. 10 minutach.
Powiedziałyśmy jednak dość tego zimna i jako prezent na naszą połowę pobytu zafundowałyśmy sobie grzejnik olejowy za 35 euro. 

Pełna radość:D
Teraz drżymy o wysokość rachunków za prąd, ale grzejnik włączamy tylko na wspólne wieczory, więc mamy nadzieję, że nie będziemy musiały w styczniu opuszczać naszego mieszkania ukradkiem z powodu niezapłaconych rachunków. Ten 7 żeberkowy kaloryfer i tak pomaga nam jedynie zagrzać nogi i ręce, bo przecież nie ogrzeje naszego 130 metrowego mieszkania.

To jak, nadal nam zazdrościcie?

3 komentarze:

  1. Łaaaał! Własnie doceniłam mój malutki pokoik z oknem od południa - przez caly dzień siedze w koszulce na ramiączkach, bo jest tak ciepło, a na noc, kiedy faktycznie robi się zimno, zakładam skarpetki do spania - jedyna różnica od dwóch miesięcy ;)) A co do ciepłych miejsc - polecam Mercado Negro koło kanału - mają kominek!
    Beijihnos zmarzlaki,
    Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uważaj, bo zwalą się do Ciebie wszyscy z którymi rozmawiałyśmy - spora grupa Polaków, Litwini, Niemcy, Holenderka, Czesi i Słowacy!:D
      Na naszej liście jest odwiedzenie Mercado Negro, a to że mają kominek tylko mnie zachęcił:)

      Usuń
  2. Weź nie narzekaj, Ty nie masz śniegu i temperatury poniżej 0.

    OdpowiedzUsuń