słowianki przy pracy |
Przygotowania zaczęłyśmy od zaproszenia gości. Do dziewczyn przyjeżdżali chłopcy, ale chciałyśmy też żeby było bardziej erasmusowo, a więc międzynarodowo. W związku z tym zaprosiłyśmy również Justinę z Litwy i Jana ze Słowacji. Nieco więcej czasu zajęło nam wymyślanie menu... Ostatecznie na naszym stole pojawiły się:
- Oczywiście polski opłatek z miodem,
- Zupa grzybowa, z prawdziwych, polskich, suszonych grzybów, przywiezionych od Mamy Sandry przez jej chłopaka Krzyśka - ugotowana przez Sandrę, podobno była pyszna (podobno, bo przez moją słynną niechęć do grzybów, nie mogę tego osobiście potwierdzić),
- Pierogi w wersji portugalskiej, a więc - nadziewane tuńczykiem i krewetkami, i smażone w głębokim oleju,
- Smażone krewetki a'la Kasia - mniam!
- Pstrąg pieczony z frytkami (kochane mamy, wybaczcie te frytki w Wigilię!) - rybę przygotował Jan, była cudowna!
- Bacalhau com nata - typowe portugalskie danie, zapiekanka z dorsza, ziemniaków, oliwek i beszamelu, z roztopionym serem na wierzchu,
- Sałatka ziemniaczana w wykonaniu Jana - prawie identyczna z moją i Kasi domową,
- Sałatka na bazie ryżu z warzywami, przygotowana przez Justinę,
- Ryż zapiekany z jabłkami według przepisu mojej kochanej Babci, pierwszy raz przyrządzany przeze mnie,
- Tradycyjne portugalskie ciasto czekoladowe z Bolacha Maria w wykonaniu litewskim - czyli dzieło Justiny,
- Różnorodne ciasteczka, tradycyjne dla śląska cieszyńskiego, upieczone przez moją Mamę i Babcię, a przywiezione również przez Krzyśka,
- Włoska penettone z bakaliami,
- Różne owoce,
- Kompot jabłkowo-gruszkowy z goździkami,
- Poncz, na bazie porto z limonkami, mandarynkami i jabłkami, przyprawiony cynamonem i podgrzany - cudo!!
Właśnie skończyłam ten opis i dotarło do mnie, że to zwykle ja chwalę się naszym jedzeniem na tym blogu... ciekawe dlaczego...? hehe ;)
Ale do rzeczy! Wieczór upłynął bardzo miło i w prawie rodzinnej atmosferze, co było dla nas bardzo ważne. Przeprowadziłyśmy też losowanie prezentów, więc na każdego czekał jakiś upominek. Atmosfera była prawdziwie świąteczna, w dużej mierze dzięki naszym wyrobom kulinarnym, bo już w połowie kolacji nikt nie potrafił się ruszyć ;) Poniżej mała foto-relacja:
Ponieważ następnego dnia czekała na mnie wyprawa w nieznane (o tym w jednym z kolejnych postów), postanowiłam jeszcze wybrać się na pasterkę. W Portugalii to także bardo uroczysta msza, moją odprawiał nawet biskup i wszyscy zgromadzeni otrzymali od niego własnoręcznie podpisane życzenia.
W pierwszy dzień Świąt dziewczyny i chłopcy, w obliczu złej pogody, kontynuowali dojadanie naszych smakołyków, a w drugi dzień Świąt (w Portugalii to już zwykły dzień pracy) znowu spotkaliśmy się wszyscy wieczorem u Justiny, by dalej razem świętować!
Myślałam, że w tym roku uda mi się uniknąć jednej z tradycji świątecznych - przybrania paru dodatkowych kilogramów. Jednak Portugalia po raz kolejny nie odpuściła i zmusiła nas do pielęgnowania polskich zwyczajów!
J.
Jagoda, skromnie mówiąc, to...gratuluję tego posta. Jak dla mnie to najlepszy Twój wpis do tej pory!!! Świetnie się czytało, ale już gorzej wycierało ślinkę, która mi ciekła z ust.
OdpowiedzUsuńChciałam jeszcze zauważyć, że przekroczyłyśmy limit dwunastu potraw.. no, no, co ta Portugalia robi z człowiekiem! :-)